Translate

środa, 7 kwietnia 2021

45.

Lem kiedyś wymyślił bardzo ciekawą bajkę, w której, o ile mnie pamięć w tej chwili nie kłamie, bohater, przelatując nad planetą pełną wszelakiego przerdzewiałego złomu i innego w ten deseń tałatajstwa, wyrzucił nań jakiś śmieć. Ten z kolei potrącił śmieć kolejny. Ten jeszcze jeden, aż po nitce do kłębka wyrzutki te, złączywszy się razem, uformowały z siebie samych świadomość. Ta była w pełni możliwości, niemniej jedynie umysłowych, bo też, jeśli idzie o cielesność, w której przyszło jej egzystować..., ta pozbawiona była jakichkolwiek zmysłów, a w konsekwencji sama istota pojęcia nawet nie miała, że coś, poza nią, się w ogóle znajduje.

I tak trwała ona, jej "ja", pośród głuchej pustki jej własnego umysłu, aż w końcu zaczęła myśleć... I tak z myśli, po latach, pośrodku niczego wyekstrahowała planety, oczywiście jedynie w swojej głowie, z mocy wyobraźni... A na tych planetach społeczności całe, które walczyły, kochały, bały się, a przede wszystkim wyznawały tę istotę, zgodnie z jej wolą, uznając ją za Boga, Pana Dobrobytu, Wielkiego Opiekuna i Stwórcę Totalnego.

I tak było przez wiele lat, aż w końcu, w wyniku naturalnych przemian na planecie, do tej nieruchomej, myślącej, mechanicznej istoty dostała się woda... A jako, że ta była, jak wcześniej, mechaniczna, naraz uległa zwarciu i tak, jak przypadek sprawił świadome życie, które wymyśliło światy, w których mianowało siebie Bogiem, tak i przypadek ukrócił i Boga, i całe jego wielkie, wymyślone globy.

...

To nie jest tak odległe od nas, jak być się może, przez te inne planety, zdaje. To moglibyśmy być my. A nawet jeśli mieliśmy więcej szczęścia, to i tak podobnej ułudzie ulegamy każdorazowo w nocy, we śnie (a kto wie, czy i nie za dnia), z tą jedną różnicą, że to, co tam widzimy, tego nijak świadomie nie kreujemy, a, poddani uporządkowanym przez nieświadomy umysł myślom, błądzimy w świecie snu, bojąc się, jak i na jawie, śmierci, nie pamiętając tego, tak oczywiście realnego z perspektywy jawy, świata.

A gdyby przyśnił nam się sen podobny do powyższej historii... Nocą umysł, odbierając nam, jak zwykle, pamięć, wtłoczyłby nas w wyśnione ciało bez rąk, nóg, oczu, nosa, skazując nas na tworzenie naszych własnych globów, naszych małych, oddanych społeczeństw, dla których bylibyśmy tak samo..., by zresztą i tak naraz wybudzić nas, przywrócić do świata jawy, oddać pamięć z poprzednich dni, a więc z nią i naszą codzienną osobowość, tożsamość, imię i nazwisko, powoli odbierając jednak pamięć wyniesioną ze snu i tego, że, kiedy w nim byliśmy, nijak by nam w głowie nie postało, że ten jest jakąkolwiek ułudą, że istnieje coś, co jest bardziej rzeczywiste, coś, z poziomu czego ten świat nazywamy światem snu, ułudą, fikcją... 

A gdyby spełnił się scenariusz z tym niewładnym, bezzmysłowym ciałem, to i w żaden sposób by nam nawet nie postało też to, że jest w ogóle i świat snu, w którym się ślepi i głusi znajdujemy, a co jest, to jedynie nasze własne, wymyślone globy, których jesteśmy jakże wielkimi Panami, dopóki to wszystko się nie skończy i znów nie wybudzimy się, po raz kolejny sądząc, że oto teraz znaleźliśmy się w jedynej, bożej rzeczywistości.

Warto się nad tym zastanowić i inaczej spojrzeć na to, co dane nam przed oczyma.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz