Wiecie Państwo, czuję, a czasem to nawet za bardzo miewam podobne wrażenie, że wszystko powoli się kończy. I że skończy się całkiem totalnie, zupełnie naprawdę. Definitywnie i te wszystkie słowa dalej, które niby mi się podobają, to prawda, fascynują, to również, ale przy tym to wszystko z bezpiecznej do nich odległości. I że będę mógł zawsze zawrócić... Odczuwam je poprzez włosy, po myciu, przez wszystkie dwadzieścia palców i podczas podróży autem, co bywa już niebezpieczne. Ale, w każdym razie..., może to wszystko i prawda...
To więc do wszystkich, którzy ze spokojem dzisiejszego dnia przyglądali się wodzie i do tych też, którzy się do niej rzucili (bo kto wie, czy nie przeczytają). Do tych, co przyszli jedynie posiedzieć, ktoś połowić ryby... Ja lubię popatrzeć. I do tych, co boją się wody. I co się na niej nie znają, co nigdy jej "tak naprawdę" w życiu swym nie widzieli. To jest do Was wszystkich, bo my wszyscy, no przecież, kończymy zawsze w tym samym i tak, podobnym od nazwy miejscu. To robi się powoli nudne. Ale... wróćmy, więc w wielkim, drewnianym i nad wodą domu, z najlepszego drewna pod jesiennym niebem, stąd tak mnie też do niej ciągnie...
Ah, i to mój dom, a czy słyszeli Państwo kiedyś o "Domu pod Jeleniami"? Był, choć tak naprawdę bywał czasem tak wielki..., choć inni mówią, że bywa i równie mały, co przytulny, jak hobbicia nora, i że idzie spotkać najróżniejsze wersje. A kiedy odwracasz głowę, by go z miejsca spotkać, widzisz mgłę i opadłe liście... A kiedyś, patrzysz, tu wcale go nie ma. Gdy po czasie idziesz, kiedy już za późno, to nieraz, czasami... łapiesz go wtedy przelotnie. Jak rzednieje niebo, niektórzy widują go w chmurach. I kto to w ogóle zrozumie? A bywa czasem ostatnim i pierwszym (być może) widokiem, kiedy przyjdzie Ci skakać z balkonu - jakiegoś innego balkonu, nie był Twoim domem. Gdy idziesz lasem, to drzewa przypominają jego pod niebo kolumny...
"Dom pod Jeleniami", choć nie sądzę, by ktoś wiedział naprawdę, skąd wzięła się taka nazwa, jest dużo zbyt sprzecznych opinii. Mijasz go codziennie w porze obiadowej, a, patrząc w lustro..., - dobry wieczór, dzień dobry - już tak naprawdę w nim jesteś. Jesteś w swoim domu. W dzień być może zupełnie nie przypomina już tego, co spotkać w nim możesz nocą, wieczorem, a choćby już w samo południe, i jakie będą w nim kwiaty... Choć czy w ogóle być muszą? W każdym razie - "Dom pod Jeleniami"..., on nigdy nie bywa podobny do domu, który odwiedziłeś swym ostatnim razem, choć nadal przecież... jest on tym samym miejscem (?) - słyszałem przeróżne opinie. I bywa jeszcze, to muszę powiedzieć, że w ogóle go nieraz mijamy, otaczamy lasem, czasami to drutem kolczastym, a niekiedy bywa, że wybieramy za dom nasz całkiem odmienne miejsce. I czasem z powrotem wracamy, zatrzymujemy się, to tylko na chwilę, a może... nigdy nas w nim już nie będzie.
Czym jest jednakże "Dom pod Jeleniami"? Nie wiem nic całkiem na pewno. Jednak głęboko wierzę, że jest tym ostatnim miejscem, co czeka nas po samej śmierci, po niej to nawet i pierwszym, lecz że na pewno tuż przed nią. Bo choćby otaczało nas gro najlepszych ludzi, zwykle nie słyszy się wtedy ich głosów. W takim domu bywa z reguły bardzo mało gości, ale, na pociechę, nikt nigdy nie będzie bezdomnym. To miejsce, którego szukamy, ale to nigdy nie odstąpiło od nas ani odrobinę. Wielkie, zajmuje mało miejsca..., to wcale nieważne. To miejsce, do którego uciekają małe dzieci, kiedy nakrzyczą na nie dorośli. I miejsce, w którym zazwyczaj musimy się wypłakać, kiedy ktoś nas rzuci. I miejsce, z którym, co sprzeczne, mamy zbyt mało wspomnień, proszę, musimy jak najszybciej je przecież nadrobić! Lecz miejsce też..., a jeśli już mamy wspomnienia, to takie, przynajmniej u mnie, zupełnie totalne, jak wszystko to przecież, co ma się już zaraz zakończyć...
Więc miejsce..., wiecie Państwo, nie wyobrażam sobie, by po śmierci nawiedzili nas Bóg, garstka świętych i rzesza anielskich znajomych. Uważam, że jeśli już coś ktoś będzie, to będzie tam też bardzo cicho. Ja więc włączyłbym radio i poczytał książkę, a najlepiej Lema - "Dom pod Jeleniami" to miejsce, gdzie na wiosnę nie poznasz go w grudniu - są więc to rzeczy, które, to tylko na wszelki wypadek, przeważnie pod ręką noszę.
I Państwu swe nosić radzę.