Translate

wtorek, 15 listopada 2022

149.

Subiektywna historia losowo zasłyszanej piosenki, ku pochwale radia

Gdy nam śpiewał Elvis Presley, na pewno nie było elektronicznych tachografów. Jeździło się na tarczkach, na przepięknie niszczącym świat i liście dieslu, burej suce. Nosiło się długie skarpetki, wyrywało Panie na głos Presleya, Boże, a kto to dzisiaj pamięta... A jeszcze, prawie bym zapomniał, nie było żadnych nawigacji. Szukaliśmy miodu, kobiet i gdzie rozładować plandekę na nosek, kierunek wiatru, gdzie ślinka poleci, pieprz rośnie, a gapowiczka pokaże... I istniały syreny. Nie roniliśmy łez nad przebitą oponą, mieliśmy trzy wielkie słońca, jeden długi księżyc, a nocą... to gwiazdy na niebie - nie wiem, przecież wtedy nie żyłem, ale wydaje mi się, że świat nasz był wówczas jakoś mniej oświetlony. I o wiele piękniejszy, istniało przecież sporo więcej nam dzisiaj wymarłych gatunków.

W ogóle wtedy było jakoś fajniej, to zawsze, nawet fajniej było skubać się wówczas w brodę, mieć dzieci, dom i posadzić drzewo, choć śmierć była zawsze niemal taka sama, nigdy ta się nie zmieniła. 

A jeszcze śpiewał nam przy tym wszystkim Elvis Presley...

https://youtu.be/MFmxxh1mMeQ

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz