Zawiedzeni szarym niebem i deszczem nie do rytmu stukającym w okna, wyobraźmy sobie naraz piękny, jakby spod skrzydła anioła wyjęty świat, i różnokolorowe drzewa... A tak dalece dokładnie sobie go weźmy, by zapodziać się w nim zaraz, a tak też bardzo, by próżno nam było już się z niego w ogóle ku jawie smutnej wydostać.
Myślę, wielu z nas, jak nie większość nawet, istnieje sobie, a hen..., w swoich nieokreślonych nigdy na mapie światach. A idąc zamgloną ulicą, z pracy pewno, nie spostrzegą się ci, we śnie chodzący, jak naraz dotrą do porosłego kurzem domu, będąc w czasie drogi nie w zwykłej, gęstej mgle ludzkiej jawy, a indziej całkiem, więc w swym słońcem cieknącym, złotą trąbą zdobionym raju, gdzie też i próżno im będzie szukać jakowego Boga, z jaką inną twarzą, niż tylko ich własna.
I tak wloką i wloką nas naprzód nasze zawiedzione życiem ciała, zwiędłe, ucząc się potknięciami, jak omijać co większe krawężniki, a to, byśmy już sami, bez tchu i przeszkody, oddać się mogli temu, co piękne jest i do cukrzycy samej słodkie, a gdy tylko bardziej się w to zagłębić przyjdzie, uczciwie zapodziać, może i zgubić nawet, to i temu też się oddać, co na pozór, a w zasadzie tylko, jedynie dla nas, zatraciło w sobie wszystko to, co kiedyś przypisalibyśmy fikcji, ułudzie, samemu, nie więcej, niż guzik wartemu kłamstwu.
Okłamani więc, pośrodku wymyślonych, lecz widzących nas w tłumie ludzi, wśród fioletowych drzew i psów, i mocy superbohatera, śpiący, wybudzimy się naraz, a to, by stanąć na czerwonym, majaczącym z lekka we, jakby, zdaje się, już rzeczywistej mgle świetle... Lecz gdy i tego zapomnimy, gdy poczłapiemy, jakby żaba, martwym, posuwistym krokiem..., gdy nie w czas we śnie kolorowym zatrzyma nas jakaś wcale ładna, a jednak dostrzegająca nas pani...- wszystko zniknie, pufff, a my znikniemy ze wszystkim. A jedynym co zostanie, będzie nasze rozpaćkane pod samochodem na czerwono ciało, zdawać by się też mogło, nie bardziej wówczas realne, co mgła wokół, i deszcz, i tylko zielone już drzewa, i wszystko, co, śpiący, boscy, niegdyś kroczący we mgle, bzduraliśmy sobie do czasu w swych głowach...
A jako, że okaże się być to tylko rzeczywistość, nikt nas już nawet nie zauważy, a panie pójdą dalej...
...
Smutne całkiem, lecz pisałem, jak miałem zły dzień. Dzisiaj mam niezły, więc pewno bym na to nie wpadł. Korzystajmy więc, Drodzy, z gorszych, grosza niewartych chwil.