Translate

sobota, 5 czerwca 2021

87.

Stojąc sobie, wieczorem, choćby na balkonie, kiedy za oknem u kogoś w mieszkaniu słychać szepczący telewizor, można dojść i takiej nieraz myśli, jak dalece ten świat jest w ogóle wobec nas obojętny.

Na równi, jakby wobec trawy i psów z wieczornego spaceru, i wobec całkiem chyba już wszystkiego, co przyjdzie nam tylko pomyśleć.

A przecież, myśląc to właśnie, gdzieś tam, gdzie mam nadzieję nigdy nie trafić, ktoś właśnie popełnia samobójstwo. Potem chwila..., ktoś kolejny.

I choć mijają tak kolejne wielkie i bólu pełne życia, tak raz za razem, o których guzik mieliśmy pojęcia, mijają one w ciszy. Świat zaś istnieje nadal. I tak samo, jak przedtem, szeptać będzie gdzieś tam telewizor i, jak wcześniej, szumieć będzie wiatr. I nic, całkiem nic się nie zmieni, jakby dla nikogo nie było to w żaden sposób istotne.

Nawet i Bóg będzie istnieć dalej. I tak samo dalej można się będzie do niego pomodlić...

Co pewno zrobię. To jakieś smutne, takie zbyt proste i nie widać celu. O wiele piękniej jest myśleć, że gdzieś tam, dla nas tylko zatrzymują się zegary. Telewizory cichną, a wiatr całkiem zamiera. Że gdzieś tam może, wierzę, istnieje taki świat, który słyszy każdą naszą myśl, razem z nami cieszy się i smuci, i zapłacze na samym końcu, kiedy nas zabraknie. Że nawet ptaki nie ćwierkają wobec nas obojętnie i nic już tam nie dzieje się bez, w jakiś magiczny, ale piękny i mądry sposób, powiązanego z nami powodu.

Wierzę w to, bo trochę smutno i strasznie trochę myśleć, że, choć nie wyskoczę pewno z balkonu ani tej, ani następnej nocy, zniknę w końcu, nie doznając tylu pięknych rzeczy. A cały świat wokół, po najdalsze kraje, kręcić się będzie dalej z psami, balkonami, szumem wiatru i szepczącym telewizorem. Bóg będzie istnieć dalej. I nikt całkiem nic nie będzie sobie z tego ani trochę robić.

Tymczasem życzę Państwu postania sobie właśnie wieczorem na balkonie, albo tylko przy otwartym oknie, i jakichś dokądś tam ciągnących się, i Państwa wraz z sobą, myśli.