Po co, drodzy Państwo, czytamy? Dla przyjemności, a ja też tak sądzę, lecz to warto przyjąć, czytać zwykliśmy także i dla wspomnień, dalej więc, czytać nam przyszło dla dłuższego życia.
O Boże, jak to i straszno, i źle jest, by myśleć, zdać sprawę choć sobie, zapomnimy swe życie. A przynajmniej przepadną nam z głowy dziesiątki lat, szarych, bezpłodnych, przede wszystkim naszych, zdaje się w końcu, tych samych niemal, a to jedno, co stać będzie pod pojęciem życia, naszego życia, ot, będą to chwile raptem, uczuciowe, by tylko, lecz i te większe, te wielkie i piękne, i najgorsze, do diabła, ze wszystkich emocje (wszystko to zresztą w zupie z zapomnianych myśli). Cóż to jednak, okaże się, w życiu nie więcej było ich, niż garstka. Jedna, dwie góra, które pokryć by mogły kilka jedynie dni, i to dobrze, jak starczy ich na tydzień. Ot, okazuje się, tyle przeżyliśmy. Na końcu zapamiętamy kilka dni naszego życia. Na co nam i to, że inni zapamiętają więcej. Być może, lecz zastrzegam, w chwili, kiedy zaraz wszystko ma wtem zniknąć, zdamy sobie sprawę, jak inni o ułamek choćby nie stanowią dla nas nic konkretnego nad milczący znikąd wobec nas świat. Milczał zawsze, teraz rzucamy się jedynie, szarpiąc, po jakąś od niego odpowiedź. Przypomnieliśmy sobie, istnieje tylko on. Wielki, nieporuszony, jak uczucie prawdziwe. A jednak go nie ma. Biały. Ogromne coś, w którym przyszło nam istnieć. Pukasz, nikt nie odpowiada. Boże, czy to możliwe, że nigdy nikogo nie było?
To nic, gdzie w tym wszystkim książka? W tym, by zapełnić tydzień naszego życia. Ot, to wielkie, co przeżyliśmy w przerwach przepracowanego etatu... Czy tyle nam starczy? Czy dumnie możemy powiedzieć, tak, tydzień, było nam aż nadto? Tutaj książka, więc światy, uczucia, strach, a to wszystko, co, wyobrażać możemy sobie, dzieje się na białych ścianach naszego jałowego pokoju. Cóż zrobimy bez książki? Ot, nuda. A drzewa poddają się wiatrowi. Chmury niespiesznie się snują. I szaro, szaro. Wiecznie szaro! Może przydarzy nam się miłość, oby prawdziwa, nieszczęśliwa, i znów, więc szaro. A w książce wydaje się być tyle barw. Tam to mają życie, przynajmniej takie godne zapamiętania, a jak źle, to i taką myśl mamy, że w książkę udajemy się jedynie na chwilę. Wiemy, że to żart naprawdę, humoreska, a tak, jakby sen, to naprawdę wcale tego nie ma. O zgrozo, że to samo powiedzieć musimy, czytając i o pięknych rajach, o miłości wielkiej i jedynie prawdziwej.
To nic znowu, bo książka się skończyła. A my, o Boże, ile my przeżyliśmy w tych stronach. Ja leciałem rakietą, zwiedzałem tyle miejsc i jechałem na Kurdlu. To nie istnieje, ale nie mówmy o tym. Niech będzie, że było naprawdę. Może wielkie i piękne kłamstwo lepsze, niż szara prawda na półtora etatu, iście nie do zapamiętania. Nic to.
A chcemy żyć jak najdłużej. Niech więc ta książka zatem będzie Waszym, naszym kolejnym, przeżytym dniem, takim więc do zapamiętania, i takim kolejnym do pełnego tygodnia.