Translate

środa, 7 kwietnia 2021

41.

Co by się stało ze społeczeństwem, gdyby nagle ponad wszelką wątpliwość naukowo by udowodniono, że wszelkie bajania o życiu po śmierci okazały się być bez pokrycia, a istnieć ma jedynie ta materialna doczesność i w niej nasze kilkudziesięcioletnie życie, po przeżyciu którego ot tak po prostu na zawsze znikamy?

Co by się stało ogólnie ze społeczeństwem, może nawet bez wnikania w specyfikę wyznaniową danych kultur, krajów...? Popadlibyśmy w całkowity depresyjny marazm, czy może na odwrót, zdesperowani, ale i niejako spuszczeni ze smyczy wizji pośmiertnej kary, zaczęlibyśmy popadać w jakiś zamordystyczny hedonizm? Może stałoby się z nami jeszcze co innego? Czy wpłynęłoby to globalnie na również umysłowy, a zatem i technologiczny rozwój cywilizacji?

Ja uważam, że, wbrew pozorom, nabralibyśmy z jednej strony większego szacunku do życia, jako że stanęlibyśmy ostatecznie twarzą w twarz z jego kruchością, ale też i, można powiedzieć, jedynością. 

Skończyłyby się konflikty za wiarę, zresztą żadna wiara nie będzie już nikomu potrzebna. Dążylibyśmy raczej do jak najlepszego uprzyjemnienia sobie tej iskry życia. Niestety, być może za wszelką cenę, skoro i tak nie poniesiemy żadnych wiecznych, pośmiertnych konsekwencji.

Ponadto często dążenia ludzkości zależne są od poszczególnych jednostek, które trzymają władzę, a zatem zależne te są i od ich pragnień w dogadzaniu sobie. Jako że jednostki u szczytu zapewne władzy i idącej za nią przyjemnych przywilejów odebrać sobie nie pozwolą, może dojść do anarchii, prób obalania rządów, równouprawnienia w przyjemności.

Tak, byłaby, sądzę, walka o przyjemność. Swoistą przyjemność dla wszystkich.

Żylibyśmy dla przyjemności i celem stałaby się dla nas jak największa doczesna przyjemność, w tym naturalna, najlepiej taka sama dla każdego, albo całkowita dla każdego według jego uznania, zatem równie całkowity hedonizm...

Upadłby możliwe, że kapitalizm, jako że praca na przyjemność łączy się z dłuższą od samej przyjemności nieprzyjemnością. 

Pewnie w między czasie powstałaby też frakcja sceptyków-pacyfistów, którzy uznają, że żaden doczesny cel w ogóle nie ma sensu. A dla pocieszenia przyjemność wieczną upatrywaliby w nieistnieniu, co byłoby kuszące dla bojących się coraz bardziej osób starszych. I tak by to dalej szło...

Być może z czasem jakaś władza zapanowałaby nad spragnionym przyjemności tłumem, wprowadzając jakąś formę komunizmu, tworząc pozory równości w przyjemności, a jednocześnie choćby na chwilę ratując świat od całkowitego upadku.

Lecz i tak końcu ktoś zbudowałby maszynę, która łączyłaby się z naszym mózgiem w taki sposób, że czulibyśmy swoistą permanentną ekstazę przez cały czas (tu już zakończyłby się nasz rozwój jako cywilizacji i jej totalny regres), a, u kresu życia, czytywalibyśmy wszyscy rozprawki na temat nieistnienia jako jakiejś formy boskości, by tylko raz, że siebie pocieszyć, a dwa, że nadal postawić strąconą ludzkość na piedestale boskości.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz