Jaka seksualność jest zwykła i jaka jest zwierzęca... Jak tam zajrzeć dogłębnie, to nic w niej nie ma z tej subtelnej miłości, czymkolwiek by ta na końcu miała się nie okazać... A musimy to założyć, bo jakby w istocie napastować, że jakaś szczytna miłość tam się jednak znajduje, to i przytaknąć musielibyśmy też wówczas i na to, że to, z definicji ludzkie, aspirujące nas do samej wręcz boskości uczucie, nie lepsze jest od zwykłej zwierzęcej huci.
Dość spojrzeć, nie interesują nas w pożądaniu ani kości (czaszka jest przerażająca), ani wnętrzności nawet, bo cóż takiego atrakcyjnego znowu ma być niby w jelicie grubym, nie zdolności umysłowe zwykle pociągają, a jedynie określony kształt, mało, kształt jedynie zewnętrzny, określona bryła w zasadzie, określone tej bryły kontury, które się najlepiej dodatkowo ruszają i wydają określone dźwięki, a to tylko, żebyśmy przypadkiem nie kopulowali z drewnianą rzeźbą na ten przykład, co dla natury nie miałoby najmniejszego sensu, jako że nie skutkowałoby przedłużeniem naszego sięgającego do Olimpu gatunku.
Ot, jak bardzo jesteśmy zwierzęcy. Jeśli teraz miłość zwiążemy z pożądaniem seksualnym, co, sądzę, nie odległe aż tak byłoby prawdzie, wszak zakochujemy się głównie w płci przeciwnej, i głównie z powodu nieneutralnych dla naszych zmysłowych pragnień względów, wówczas to, co miało góry przesuwać i światy całe tworzyć, będzie zwykłym, sprawiającym nieraz i nie do opanowania przyjemność instynktem, prezentem matki natury, służącym nam, jej kolejnemu dziełu, do jego samego przetrwania.
Do zwykłego tylko przetrwania.
A być może równie naturalną wydawać się może miłość do niezdolnych do życia bez rodziców dzieci, tutaj też wszystkim- jedynie przetrwanie.
Jakież to dla nas, Bogów, upokarzające, dzielić los ze zwierzętami, jak to w poniższej dobrej, starej nucie...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz