Translate

środa, 7 kwietnia 2021

12.

Proszę Państwa, czy nie mieli Państwo kiedyś takiej dość, no, mój proboszcz z parafii powiedziałby pewnie, że heretyckiej myśli, jakoby wszelkie koncepcje ewentualnej pośmiertnej egzystencji były skierowane głównie do biedoty. Wszelkie, dodajmy dla ładu, pozytywne, niosące jakąś tam radosną nadzieję, jednak tych jest, przecież wiadomo, zdecydowana, bardzo nawet zdecydowana większość. Ja przynajmniej taką myśl miałem, a opowiem o niej na przykładzie w zasadzie z życia wziętym.

Ja to chyba w sumie nie zaliczam się, jeśli chodzi oczywiście o realia zachodu, do osób najbogatszych, żeby nie powiedzieć, że w ogóle bogatych, a może nawet i średnich, jednak ślepy los tak chciał, albo Bóg, może jedno z dwojga, a może obaj naraz, że trafiło mi się mieć przynajmniej dwóch sowicie bogatych przyjaciół. I nastąpiła nie tak dawno znowu sytuacja, w której się spotkaliśmy. Zachodzące słońce, ptaki, alkohol... Sielanka. Pomówiliśmy już o czym się dało, pocięły nas komary, więc powoli, stopniowo rozmowa schodziła na tematy ostateczne... I, co ciekawe, nagle zauważyłem, że, prócz mnie, w zasadzie nikogo to nie interesowało. Bez odzewu. Nikt nie chciał ze mną o tym mówić i zostałem z tym trapiącym tematem śmierci sam, biedny, jak palec.

I potem, po czasie zastanawiałem się, jak głupi, dlaczego? Dlaczego tak się stało? Jak to jest, myślałem, przecież w zasadzie to czeka nas wszystkich, jak jednego, więc czemu zamiatać to pod dywan. Udawać, łudzić się... Już nawet z samego faktu nieuchronności śmierci staje się ona tym samym ciekawa. I po czasie takiego namysłu zrozumiałem, że albo ich to po prostu zwyczajnie nie interesowało, bo są ciekawsze tematy na tym świecie, albo szło za tym jednak coś więcej. Jako że to pierwsze do niczego mnie nie prowadziło, postawiłem na to "coś więcej" i doszedłem do wniosku, że oni nie potrzebują o tym chyba wcale mówić, wolą zapomnieć, ominąć ten temat, wyprzeć go nawet, jakby nie istniał, bo ten świat, ich świat, ich rzeczywistość mogłaby być dla nich w zasadzie, myślę, tą ostateczną. Nie muszą szukać niczego dalej, nie muszą wskazywać palcem na niebo, bo raz, że to męczące, a dwa, że wystarczy, że spojrzą dookoła. Tu mogliby żyć, dopóki nie zgniją, więc po co mają przypominać sobie, że kiedyś ta sielskość się skończy. Ja natomiast na odwrót, dążyłem, by to sobie przypomnieć i śnić piękne, pocieszające wizje. Moją religią było wskazywanie palcem. Krzyczenie: "Hej, tam daleko będzie lepiej, hejżeha". Ich religia z kolei to: "Stary, tu jest raj, jest tylko tu i teraz, śmierć nas nie znajdzie, zapal jeszcze, yolo".

Jedno i drugie nadzieja, pewnie i jedno, a na pewno to drugie- ułuda...

I tak może działają właśnie takie koncepcje. Pomyślmy o tym... Weźmy może na dobry początek wschód i weźmy jeszcze reinkarnację, i na końcu weźmy biednego hindusa. Biedny hindus- żona go zdradza, w zasadzie to już odeszła, został mu..., dajmy mu chociaż ostatni worek zboża, ma w dodatku pryszcze, łupież i na końcu raka z licznymi przerzutami. Ten świat jest dla niego czymś podłym, mało, czymś wstrętnym i upokarzającym, obrzydliwym, a jedyną iskierką jego nędznego życia jest palec. Wysoko, wysoko pokazujący na niebo. Nadzieja i wiara w reinkarnację. Ok, mówi, tutaj jestem biedny, jest mi źle, łysieję, nie chcę tego życia, ale tam, o, tam daleko, tam będzie na odwrót. To ja, ja będę milionerem, to ja będę zdrowy, ja będę miał kochającą żonę. Kiedyś los się odwróci, będzie zaje... 

Słowem, nadzieja. Religia i długi, długi palec.

Ale weźmy teraz europejczyka. Inna kultura, inne oczy, brwi, ale dajmy mu tego samego raka i biedę. Ten sam schemat, ta sama potrzeba nadziei i podniesionego wysoko, wysoko palca. Tutaj jest mi źle, powie, ale znów tam daleko, tam w górze, wysoko, wysoko przyjdzie do mnie Jezus i powie z kolei: "Stary, było ciężko, ale, słuchaj, jesteś w raju i to do końca końców. Alleluja!". Piękna nadzieja i znów ten sam długi palec. Też bym to chciał. Na co takiemu facetowi myśleć choćby cieniem myśli o tym doczesnym, nędznym życiu, jak tam czeka na niego drugie życie, te lepsze życie, boskie. Mało, być może czeka na niego sam św. Piotr i roztwarte bramy raju. To jest cel, do którego dąży. To jest jego religia i to jest z kolei jego skierowany wysoko do nieba palec.

Bogaci..., ci natomiast mają swój raj już tutaj, nie chcą odejść. Starają się to wyprzeć, to jest ich palec, religia, pocieszenie, nadzieja, rozumiem to. Oni nie muszą mówić- stary, tam, o tam daleko- a potem wskazywać palcem na niebo. Oni mają to tutaj, niebo jest dla nich namacalne, w tym miejscu, przed nosem. Po co zatem wybiegać myślą w jakieś nienazwane Pola Elizejskie. Męczyć się, wskazując na niebo. Mogą sobie kupić teleskop i sięgnąć od razu do Saturna! Ale oni, trzeba zaznaczyć, też mają swój palec, też mają swoją religię, są tacy sami, tak samo podatni...

Bo teraz, mając już te palce prawie za sobą, popatrzmy na końcu, jak taką biedotą, ale i zamożnymi, słowem, jak taką masą wręcz można zarządzać. Bajecznie proste. Weźmy najpierw biednych. Wystarczy, że założę czarną sukienkę, niezbyt nawet czystą, i powiem: "Motłochu, motłochem zali jesteście i nic was tutaj nie czeka, amen". Ale to jeszcze nie zadziała, to plebs zdenerwuje, to masę niepotrzebnie rozjuszy, trzeba uważać..., a więc na spokojnie. Zatem zaraz potem wskażę palcem niebo i powiem: "Ale, ale, motłochu nędzny, tam, tam, o, w górze czeka was raj i Jezus na was czeka i w ogóle to wszystko, ba, sprawiedliwość nawet czeka, wszystko, wszystko, pod warunkiem, że zrobicie dla mnie to, to i to". I mamy już masy na każde nasze, choćby i wyuzdane, z religijnym miłosierdziem niemające nic wspólnego, skinienie.

Do natomiast bogatych można wyjść w szytym na miarę garniturze, dajmy na to, że w nowym Rolexie ze słowami: "Bracia, nie jest dobrze, a będzie tylko gorzej. Patrzcie na nich, jak wyciągają łapy po socjal, patrzcie, jak każą płacić nam większe podatki te lewackie...". I teraz trzeba bronić swojego raju, by nie był utracony... "Jak zaś to zrobić, Bracia, zaraz wam wszystko dokładnie powiem..."

I tak kiedyś rządzono ludźmi, i nadal można to wykorzystywać. Każdy ma jakąś tam religię, jakąś tam nadzieję i jakiś tam swój palec, których będzie bronić, bo stanowią albo jego raj, albo ostatnią iskierkę nadziei. Trzeba tylko tym palcem odpowiednio pokierować.

Oczywiście, dla jasności, nie miałem zamiaru nikogo w tym wywodzie obrazić. Jestem pewien, że i ludzie bogaci i w zdrowiu, i bogaci w portfelu też wierzą w jakąś religię związaną ze śmiercią, nie wypierającą jej. Wierzą w taką, zauważmy, tym bardziej choćby przed śmiercią, bo zdają sobie nagle sprawę, że zaraz to bogactwo im zniknie, więc szukają drugiego, równie dobrego, z tą drobną różnicą, że wiecznego luksusu, swoistego tego doczesnego przedłużenia. Stara religia wyparcia upadła, palec zwiędł, więc trzeba uaktualnić wiarę i nadzieję na nowe, biedne czasy i podnieść jednak na końcu ten nieszczęsny palec z innymi.

Niemniej i tak sądzę, nadal zresztą uważam, że gdyby nawet i dziś wziąć w garść dwie grupy... Jakąś tam stereotypową biedę i bogaczy, to faktycznie szczerze wierzących byłoby więcej w tej pierwszej, uboższej grupie.

I tak też myślę, by ładnie zakończyć, działa religia, łaknąca skądinąd rządzenia, tak działają nadzieja, świat i oczywiście działa tak, potrafiąca to rozsądnie wykorzystać, władza.

Jednak, co ważne, co Państwo o tym myślą?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz