Translate

niedziela, 28 sierpnia 2022

137.

Zastanawiając się nad utylitarnością Pana Boga, dotarłem do przepięknego mi zestawu LEGO, dokładnie nr 21318. Mam nadzieję sobie taki kupić, to głównie dla jesiennych liści.
Chciałbym na nim skończyć, to "na żywo" nawet, to jest na środku piaszczystej pustyni - w nocy, z długim za rękaw teleskopem, jabłkowym sokiem i "Edenem" Lema - obietnicą pod gwiazdy rakiety..., o tym nieco później (Ach, i dajmy spokój z ujemną temperaturą, bo przecież, po prawdzie, to wcale nie żyję.).

Bo dalej byłby pomarańczowy wschód, by w dali znów, to już pod horyzont, stał tam mój pierwszy samochód, niedosięgły, choć wówczas by palił (zwykł jeździć przy ładnej pogodzie). Mam nadzieję przynajmniej, że się dla mnie zjawi. Sądzę, mogłaby być to wizja pośmiertnego czyśćca, bo też nie byłoby tam ani jednego człowieka, prócz mnie jedynego. Boże, i tych mi co bliższych. I żadnej mi miłej istoty.

To wówczas bajałbym, tworząc wyimaginowanych, wyidealizowanych ludzi, na dobre sięgając szaleństwa, przyjaciela, haremu co lepszych mi "dziewic" - to wszystko w niebieskim pokoju, przy obrazie morza - w moim domku na drzewie - musiałby wisieć ten obraz. "Brandy, jesteś cudowną kobietą i byłaby z Ciebie żona, ale marynarza wybranką może być jedynie morze i dla niej poświęcił swe życie." Potem kolejny łyk soku. I zielone liście, bo właśnie w tym zestawie liście można by zmieniać.

Marząc o jednej osobie, prawdziwej, myśląc, jak wyglądały banany (zupełnie ich tutaj nie znoszę), brałbym kolejny łyk soku od szczęśliwej tu ze mną, wytatuowanej murzynki. Chcielibyśmy zapalić światło, bym mógł się na dobre jej przyjrzeć. I wówczas, tak być by mogło, na włączniku siedziałaby ćma, nie cierpię tych nocnych motyli. Uciekłbym, wypatrywać rakiety. Samochód majaczyłby w dali, a fikcyjna (nie pamiętam, która to była dokładnie) niosłaby kolejny już karton jabłkowego soku (Boże, ale ileż można!) z żółtymi od zestawu liśćmi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz