Translate

piątek, 9 grudnia 2022

155.

Istniało na styku dwóch światów jedno poważne miejsce. Las, prowadzący wszystkich zmarłych od życia do śmierci. Do nieba, chciałoby się mówić. Że kiedy wejdziesz, mówiono, to jedno wiesz o nim, jesiennym, nikt nigdy nie zgubił się w drzewach zbyt długo, lecz gdzie wyjdzie na powrót..., tego nikt nie wiedział. Że czekasz, aż przyjdą przyjazne Ci dusze. Że nie zdarza się wychodzić podobnie ubranym do śmierci, i że w jedno tylko, i przepiękne miejsce, podobne krążyły legendy. I jak Cię na końcu przywita...? Czy wszystkie są dla nas bezpieczne? Czy pewien jesteś, że świeci w nich słońce, a noce... ciepłe, trące z blasku wspomnienia najlepszych snów z Ziemi? Nie wiem tego. Nikt o tym zupełnie nie wiedział (Ale skąd możesz być pewny?). Ah, z pewnością, to przecież jedynie legendy.

A z drzew tego lasu, bywało, że kiedyś wytwarzano różdżki. I były to święte, przepiękne przedmioty, a tym tylko bardziej zżywały się z właścicielem, kiedy dawane były wraz ze szczerym, żarzącym nad nimi uczuciem, poświęceniem - to także, i w jak też najlepszej intencji. Różdżkę bowiem należało komuś podarować, było w dobrym tonie. A były te tak bardzo piękne i miały najlepsze pod światło, pod włos strugane ornamenty, a takie przy tym, że nie szło nikomu powiedzieć, że mogły wyjść z ręki człowieka.
W każdym razie, i pomijając też wiarę, różdżka zespalała się z właścicielem, to jedno z nim robiąc, że jego witalność i energię życia materializowała w konkretne, to nieraz do bólu, i groźne nad wyraz potęgi. Sącząc z niego życie... (i duszę, mówiono), im miał kto najwięcej z życia i więcej najszczerszej miłości, tym lepsze nią kwestie czarował. I większe malował obrazy... - to wcale niezła metafora.

Choć, tak czy inaczej, nie była to wdzięczna zabawa, nie wiem co zrobisz, lecz uwierz..., ja nigdy bym jej się nie dotknął. Słychać było po miastach, jak większość z różdżkami krzyczała, by płakać za chwilę i spadać w najgorszej depresji, staczając się w noc, chorowali sercem, umierali i szybko, popadając w obłęd, w palącą potrzebę miłości i głód, to na samym końcu, kryli się w szczurzym zakątku, pichcąc eliksir miłości. Wpychając go komuś i sobie, by przydać z tej duszy uwagi, miłości i żreć ją, a to tylko po to, by tworzyć znów wielkie przygody. To bardzo mroczny z sekretów i bardzo toksyczna też magia.

Wracali potem, jak wszyscy po latach wrócimy, samotni, do ciemnego lasu, a wierzę, że w złotej, jak mówią, w złocistej przed wschodem poświacie. Do lasu zupełnie w jesieni. Nie chcę tam wrócić samemu i nigdy za życia nie pójdę.
...

Wchodzisz do niego zmarznięty, a właśnie dziś mamy najlepsze do tego przymrozki. A kiedy drzewa mieszają się z całkiem dla Ciebie nowymi, z pewnością je poznasz od razu, widzisz światło... Nacinasz jednego kawałek lub łamiesz malutką gałązkę. Uciekasz. A jeśli masz w sobie na tyle pragnienia do życia, niezgorszy też zapas miłości, z pewnością uciekniesz od razu. Ubierz się zaraz i wracaj najprędzej do domu. Uciekaj od drzew. 

I proszę, zostałeś już czarodziejem. Lecz radzę Ci, wyrzuć ją jak najprędzej. To bardzo potężna magia, wymaga ogromnej zapłaty. Nie jestem na nią gotowy. Obym nigdy, Boże, więcej, nigdy się do niej nie dotknął.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz