To ciekawe, kiedy śnię, i gdy widzę w tym śnie te rozmaite dziwactwa, to choćby latały w nich smoki, przez myśl mi, śniąc, nie przejdzie, że świat ten wokół jest chwilowym kłamstwem, dekoracją, a naprawdę to wcale go nie ma.
Na odwrót całkiem, cokolwiek w nim zobaczę i jak teraz, gdy to piszę, niemożliwym by się to zdawało, tam będąc, przyjmuję jako coś, co pewne, normalne, co zwykłe jest nawet, co jest częścią tamtejszego świata, który, wtedy mi się zdaje, jest jedynym możliwym, a przynajmniej jedynym, który w ogóle przyszło mi znać.
I choćbym tutaj, na jawie, cieszył się prawdziwą miłością, w nocy, jeśli tylko mi się ta nie wyśni, nic z niej nie zostanie. Choćby na te kilka godzin. Choćbyśmy przeżyli razem mnóstwo lat, choćby całe życie, we śnie będąc, życiem mym jedynym będzie to, co tam ujrzę, więc może całkiem inna miłość, a może jej wcale nie będzie. Może będzie ich wiele, a może żadna nie będzie prawdziwa, lecz, cokolwiek nie ujrzę, cokolwiek dane mi będzie poczuć, na te kilka godzin snu- to właśnie będzie mym życiem, jedynym, w którym boję się śmierci.
W którym mogę być bogaty, choć wcześniej nie byłem lub stać się biedakiem, nie wiedząc, że zaraz wszystko się skończy, bo sen może trwać tylko jedną, krótką noc, po której zastanę znów nowe życie, by znów na powrót zasnąć, ciesząc się lub smucąc kolejnym już, jedynym możliwym światem, prawdziwym, przynajmniej na tę jedną noc, cokolwiek bym w nim nie spotkał.
Nie wiem, czy to pocieszające. Jesteśmy, jakby liść na wietrze, co sądzi, że jest stałym, pewnym drzewem. Jedna noc wystarczy, jeden sen, by i najokazalszy profesor naraz zaczął uganiać się za łbem smoka dla księżniczki, nie myśląc, nie wiedząc nawet, jak głupio teraz wygląda.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz