Translate

środa, 7 kwietnia 2021

14.

Teoria luszu...

O tyle piękna, że, jako jedna z nielicznych, dla ludzi całkiem pesymistyczna, jako jedna z niewielu- nie stawiającą mnie i Państwa w roli ani żadnych bogów, ba, nawet nie stawia nas w roli ich spadkobierców, więc, w natłoku tylu wyidealizowanych już powtórek, być może jest faktycznie prawdziwa...

A jesteśmy w niej..., najogólniej mówiąc, źródłem pokarmu, zwanego właśnie tytułowym luszem, ale, jak się Państwo dalej przekonają, myślę, że można utożsamić to dziwaczne słowo również z energią.

A więc świat, według tej teorii, miał wyglądać tak...

Najpierw miały być silne, odwieczne istoty, możemy spokojnie nazywać ich Bogami, które, by przetrwać, karmić się musiały energią, wspomnianym luszem właśnie. Nie tyle jednak jakąś tam zwykłą energią, a taką o odpowiedniej jakości, o odpowiedniej sile... Stworzyły zatem inne istoty, które by miały tę energię dla nich produkować, a więc być swoistym źródłem ich pokarmu.

Najpierw więc stworzyły rośliny.

Rośliny produkowały tej energii co prawda bardzo dużo, bo też i przez wiele, wiele lat, jak też i długo żyły, jednak niestety była ona zbyt słabej jakości. O tym, co można, wedle tej teorii, przyjąć za jej jakość, napiszę nieco niżej.

Potem przyszła kolej na zwierzęta.

Te już tworzyły o wiele lepszą jakość luszu, jednakże z kolei, w przeciwieństwie do roślin, szybko umierały.

A potem byli ludzie.

Ci tworzyli lusz, energię najlepszą, jednak również, podobnie jak zwierzęta, szybko umierali, produkując jednak w momencie śmierci największy wyrzut owego pokarmu.

Przyjęło się w tej teorii uważać, że jakość tej energii tożsama jest ze zdolnością do odczuwania intensywnych emocji, a więc nietrudno dojść do wniosku, że najszersza, a najpewniej i najbardziej intensywna ich gama należy właśnie do człowieka, stąd też brała się i najlepsza jakość luszu, który produkował i stąd też był najcenniejszym jego źródłem. Bo najlepiej czuł.

...

To w zasadzie tyle, jednak jeszcze nie tu kryje się "piękno" tej teorii.

Kryje się ono w tym, że nasi żywiciele mają być różni, jak też i bardzo różne, skrajne wręcz są nasze emocje. Jedni mają się zatem żywić złą energią, a więc i złymi emocjami, ale drudzy, których uznalibyśmy pewnie za "dobrych", żywią się tymi pozytywnymi. I jedni, i drudzy jednak nas jedzą, wybierając po prostu inne z nas przyżądzone dania.

Tu jest "piękno" tej teorii, które zakłada, jak dalece dobro i zło są umowne, jak często w nadziei myślimy o swej wszechmocy, wolnej woli i jak na końcu wielką mrzonką mogą się te myśli okazać. W tej wizji mamy być tylko źródłem jedzenia, niczym świnia, mamy czemuś służyć, nie jesteśmy wartością sami w sobie, a wartościowy jest jedynie produkt, który poprzez nas powstaje. Nie jesteśmy silni, boscy, świetliści, wolni, jesteśmy narzędziem produkującym pokarm, tak jak i dla nas takimi narzędziami mogą być pług, traktor i kombajn. Tak, jak zwierzęta w zoo, dające uciechę, zależne są od łaski i niełaski panów, tak samo i my, ci panowie, mający siebie za szczytowe istoty...

...

Pozostała jeszcze do omówienia nasza śmierć. Ta jest równie pesymistyczna dla nas, jak i zresztą cała ta teoria.

Po śmierci człowieka, ten, w optymistycznej wersji, nie znika co prawda, a jego dusza inkarnuje z powrotem, by na powrót doświadczać raz jednych, raz drugich emocji, karmiąc i modląc się raz do pięknych aniołów, a raz też, jak moglibyśmy stwierdzić, karmiąc i bojąc się najgorszych diabłów, nie wiedząc, że wszyscy mogą być jedną, wielką rodziną.

W innej, skrajnie najgorszej wersji, zwyczajnie znikamy, na nasze zaś miejsce wchodzą kolejne ludzkie jadłodajnie.

Proszę zauważyć, jak dalece przypomina ta teoria scenę z Matrixa i słynny cytat Morfeusza: "Są na tym świecie bezkresne pola, gdzie ludzie się nie rodzą, lecz są uprawiani."

Spójrzmy też już na sam koniec, jak koncepcja ta idealnie zastąpić może założenia karmy. Tam miała być umowna sprawiedliwość, a niezawinione w tym życiu nieszczęścia, które nas spotkają, wynikać by miały z naszych tych mniej chlubnych czynów z żyć poprzednich.

Tutaj te nieszczęścia przydarzają się nam po prostu, byśmy swym zawodzeniem karmili odpowiednie byty. Nie ma w tym reguły, po prostu mieliśmy bezsensownego pecha i, zamiast karmić tych "dobrych", przyszło nam karmić tych drugich. Wyjątkowo depresyjne, depczące tysiące lat tworzenia w głowach nadziei na sens, sens nie byle jaki, ale sens dla nas dobry.

Ta teoria to również sens, sens nie byle jaki, ale dla nas z kolei nie do pozazdroszczenia. I stąd jej unikatowa niezwykłość na tle wspomnianych powtórek.

Jak natomiast Państwo widzą tę koncepcję?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz