Translate

środa, 7 kwietnia 2021

20.

Załóżmy...

rozbijamy się rakietą na obcej planecie. Naprawy swoją drogą, ale przy okazji, wodzeni ciekawością, staramy się poznać rozwijającą się na niej cywilizację.

Po licznych ekspedycjach dochodzimy do wniosku, że mieszkańcy planety są tłamszeni, a nawet bezpardonowo zabijani przez ukrytą elitę, szczególnie ci, sprzeciwiający się obecnemu porządkowi. Porządkowi prowadzącemu do zamordystycznego przejęcia permanentnej władzy i trzymania społeczeństwa w ryzach przez nienazwaną, anonimową garstkę (dodajmy, że cywilizacja ta jest dalece mniej rozwinięta w kwestii zbrojeniowej od nas, a my sami ledwo możemy się z pojedynczymi osobnikami porozumieć).

I tu pytanie, jeśli byliby Państwo koordynatorem rozbitków, czy podjęlibyście decyzję, by przed swoim odlotem wspomóc jakoś uciśnioną większość, dając tym chociażby wyspecjalizowaną broń..., może przejmując dowodzenie, by mieć przy okazji nad wszystkim pieczę, czy też, nie zważając na naoczne masowe mordy i ucisk, ale świadomi swego niezrozumienia całego rozwoju tej rasy, jej historii i psychiki, ewolucji, pozwoliliby Państwo, by ten rozwój szedł dalej swoim naturalnym trybem, tak, jak kiedyś nasz, w nadziei, że kiedyś wspomniany zamordyzm się i u nich skończy i w obawie, czy ludzka, tak naturalna obrona słabszych, nie pociągnie za sobą w końcu, albo nie utożsami się nawet z równie naturalną ludzką agresją, która spopieli planetę w imię ocalenia, według nas, potrzebujących wsparcia...

Więc, w skrócie, czy pozwolilibyśmy sobie być na siłę zbawicielami, niezależnie do czego ostatecznie nasze "zbawienie" miałoby doprowadzić i jak w końcu wyglądać?

To jest problem dość prymitywnie zmodyfikowany i podkradziony Lemowi, niemniej, sądzę, nadal ciekawy.

Jeśli ktoś zamierza poznać go w całej złożoności, zachęcam do przeczytania poniższej książki.

Tymczasem zapraszam do dyskusji.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz