Jaki może być fenomen duchowości? Duchowości, ale takiej współczesnej. Bo i masy całe są grup o obudzeniu, oświeceniu, duszy, nadduszy i piątym wymiarze. A skoro zewsząd to jest i patrzy, to i musi mieć też niemałą całkiem widownię.
I jaka, według Państwa, może być tego przyczyna?
Ja, klasycznie i bez niezwykłości, stawiałbym na potrzebę swoistego wyrwania od nudy świata. Bo świat jest nudny, nudny, do bólu nudny dla mas, a także na wskroś niesprawiedliwy. Nic dziwnego zatem, że po etacie w pracy i wizji kolejnego podobnego miesiąca, należy gdzieś po cichu uciec w nadzieję, więc wizje i wiarę, że choć, prawda, tu musimy chodzić w zepsutych butach, posilani najniższą krajową, to gdzieś tam, tam na setkach proroczych grup na FB, jesteśmy wielkimi duszami, boskimi, oświeconymi istotami, niechby i Bogami nawet, którzy, fakt, tu muszą harować, tu muszą cierpieć, w końcu umrzeć, nie kosztując często życia, a co zatem, tu również muszą sobie to wytłumaczyć, by podeprzeć swoją wizję boskości i niezwykłości, choćby nic, prócz ich snów, o tym nie wspominało.
A zatem - fakt, tu jest źle, nudno i niesprawiedliwie, lecz przecież to wszystko, co wokół, jest chwilowe, a my obudzeni, wybrani, oświeceni, świetliści, żyjący w jedynej prawdzie, zdążający do rajskich niebiesi.
Co ciekawe, niemal wszystkie osoby z takich grup, jak tylko je o to spytać, od razu palną dumnie, że oto są doświadczonymi, starymi duszami z ostatnią, obecną inkarnacją na karku, po której to anioł zatrąbi w trąbę i nastanie światło. Nie zdarzyło mi się uświadczyć, by jakaś osoba z tychże środowisk choćby i pozwoliła sobie na iskrę niepewności, że może jednak tak starą, oświeconą duszą mimo wszystko, choćby tak do końca nie jest.
Dzisiejsza facebookowa duchowość zatem, tak myślę przynajmniej, to to samo, co i zawsze, więc ucieczka w marzenia. To nadzieja i wiara w to, co niedane nam jest od świata. To zwykła religia, potrzeba przytulenia, pocieszenia i słów, że jesteśmy w prawdzie, w świetle, że jesteśmy wybrani, niezwykli, oświeceni, dzięki czemu, choć tu jest, jak jest, więc przeważnie słabo, biednie, śmiertelnie, a mieszkania drogie, to gdzieś tam, w nienazwanej dali, będziemy wielkimi duszami, będziemy w lepszych, większych, nawet i w grubszych wymiarach, będziemy mieli, mamy w zasadzie wyższy, choćby i wymyślony cel, podczas gdy pozostali, spoza naszych grup, wspólnoty, spoza naszego oświecenia i w końcu spoza naszej wiary w równie naszą boskość, będą musieli schodzić i schodzić na ten padół, a my... my to już w ogóle będziemy Bogami, gwiazdami w raju.
Przynajmniej w naszych marzeniach, w głowach naszych jesteśmy od nich, od tamtych lepsi, aspirujący do wyższych, większych, świętych, wybranych..., a w końcu do jedynej prawdziwej drogi, nieważne, jakby wyglądało w istocie nasze realne, niewirtualne życie, od którego, gdyby nas odciąć, mało by co z naszej wizji skrzydeł, aureoli i światła zwykle pozostało.
I koniec. To w zasadzie kontynuacja, bo podobnie to widzę w aglomeracji indygo dzieci, o których pisałem, podobnie też w religii. I to oczywiście skrótowa moja jedynie opinia, lecz, gdyby ją rozszerzyć, i tak by to, co wyżej, podparła. Potrzebujemy jakiejś odskoczni i równie jakiejś nadziei, i wiary, że wszystko, całkiem wszystko nie jest ostatecznie takie, na jakie wygląda.
Jakie są Państwa przemyślenia w tej kwestii i w kwestii tych ton duchowych grup?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz