Jak powinniśmy, według Państwa, żyć? I jak trwać też, tu, by nie patrzeć na zegarek, wypatrując końca?
Nie mam pojęcia, choć i tak myślę, że nie może być jakiego uniwersalnego modelu egzystencji dla każdego z nas- jako że zmienność, niestałość, ale za tym i co lepsze - złożoność, stanowią nasze jestestwo.
Choć i tak, patrząc w przeszłość, nakreślić można, jak pewne osoby, choćby o danym statusie majątkowym, radzić sobie musiały z tym, w czym przyszło im żyć, albo inaczej też, co im podsunięto, by w pokorze sobie poradziły.
Weźmy takie osoby biedne, a nie dość, że biedne, to i takie w dodatku, które nie mogą z tym nic począć. Dla takich zbawienna będzie religia, nadzieja w idącą za nią obietnicę, jakby skrojoną dla biednych, dla nich właśnie, że gdzieś tam, w dali, ale w dali określonej, w dali pośmiertnej, będzie lepiej. Będzie bogato, syto, z tą różnicą, że na zawsze.
Jak bardzo to uspokaja, jak uśmierza niewygody i jak wręcz nakłania do pokornego przeżywania niezawinionej doli, do posłuszeństwa, kreśląc odległy złoty miraż, nagrodę, równość i bogactwo, a wszystko to na wieki i wszystko za posłuch.
Religia to pięknie skrojony mechanizm, tak wielki i potężny, że może i nieraz, zdaje się, jak boski, choć, sądzę, nadal na wskroś ludzki. Mechanizm dla wszystkich. Religia, która, bazując na cierpieniu i strachu, trzyma gro z nas w etycznych ryzach, strasząc piekłem. Ale religia, która też pociesza. Pociesza ubogich mlekiem i miodem, a w zasadzie tych obietnicą, religia, która napomina bogatych...
Religia, której wszyscy powinni być posłuszni, jako że ta przejęła, co twierdzi, wiedzę o tym, czego wszyscy się boją - jest to wiedza o śmierci, a wraz z nią też i wiedza o tym, czego każdy pragnie- wieczności.
Nie ma piękniejszej społecznej maszyny od ludzi dla ludzi, niż religia. Maszyny dla wszystkich. Rozdziela każdym zadania, w zamian za obietnice. Religia to władza idealna, której większość posłucha, bo kto nie boi się końca, a choćby i u kresu życia, kto nie wyciągnie ręki chociaż i po obietnicę, byle tylko pocieszyć się czymkolwiek, co głaszcze, mówiąc, że, pod pewnymi warunkami co prawda, znajdziemy tam daleko wieczność..., nie byle jaką, a taką, jaką moglibyśmy tylko sobie wymarzyć.
Religia to polityk, polityk doskonały, to polityk aspirujący do bycia politykiem wszystkich, trzymający w garści to, czego wszyscy pragną - istnienie - a w zasadzie tego obietnicę, jak to polityk, zresztą... I tak na końcu, jak w życiu, garść się otwiera, ale to już nieważne- wierzący polityka wybrali, nie zdradzą, że kłamał, że nic tam nie było, bo, w istocie, umarli, już ich w ogóle nie ma.
Dlatego też tak dalece model religijny jest stały, wręcz nienaruszalny. Potrzebujemy go, a w zasadzie potrzebujemy nadziei, za którą pewno i dać możemy niemało. Inaczej na co byłby nam Bóg, gdybyśmy byli nieśmiertelni, na co Bóg, kiedy bylibyśmy piękni, bogaci, potężni? Umrzeć by musiał, bo wówczas na co nam potrzebna by była nadzieja?
Taka moja o religii skrótowa opinia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz