Nie wiem, czy słyszałaś o wielkim i do nieba zamku, stojącym na moment przy lesie, a przy tym i w takim wydaniu, że nikt go, przechodząc, nie widział? I wież próżno szukać pomiędzy drzewami, co nie znaczy przecież, że ich tam nie było.
W każdym razie... trafiały doń malutkie dzieci, a takie - zmarłe młodo, przy tym nie poznały jeszcze żadnej ludzkiej nazwy ani też zżyły się mocniej z którąś z życia duszą. Tak też szły one do pod księżyc zamku, to ucząc się nazw zupełnie nam na co dzień obcych, by wyjść zeń o czasie, dorosłe, do miejsca pełnego lasu. To opiekować się jego drzewami, to dbać o w nim dobrą pogodę, to stroić pod grane nuty...
I żeby nadawać w nim nazwy.
I chronić od wszelkiego złego.
Takie dzieci właśnie, nie poznawszy świata, uczone były tam przez... przez tych, co nadawali nazwy (zupełnie wyleciały mi z głowy teraz ich imiona), wszelkiej potrzebnej im wiedzy. Że gdybyśmy kiedyś opisali siebie w szytym pod imię ubiorze, ten nie mógłby powstać w istocie, o ile w zamku z początku, w którejś jego sali, ktoś najpierw nie nadał mu nazwy. A jeśli przydał ją dla nas, z pewnością nas ten nie ominie, a choćby wylecieć miał z drzewa czy wypadł z Saturna nam w ręce - to w niespodziewanym momencie.
Tam także powstały imiona.
Dzieci, jak mieszkańcy lasu, mijały się z jego ścieżkami, to nocą i w jesiennych liściach, i nigdy przez nic niewidziane, wypatrując ludzi idących do światła, nie wiedząc, gdzie ono prowadzi. I jaka jest jego natura. To nieraz, minąwszy kawiarnie, nucąc słyszane piosenki, tańczyły pomiędzy drzewami... W istocie, było to bardzo samotne, chore w końcu i pełne zmyślonych przyjaciół. I jest jeszcze tak potwornie wielki!
Musimy stąd najszybciej uciec...
Więc gdybym miał o tym napisać, to wiedz, że dodałbym drogę, najlepszą drogę ucieczki. Nie, to nie może być przecież ucieczka! Nie może być tutaj przymusu. Więc drogę do zwykłego wyjścia, jednego biletu powrotu... Coś, że lecą po Ciebie spomiędzy drzew sanie, a Ty... lecisz, by przeżyć swe życie na powrót, i "całkiem", "zupełnie" od nowa, z tą tylko opieką, byś teraz nie zmarła zbyt szybko. W tym zupełnie bez pamięci, jak spojrzysz - "Nigdy nie byłam w tym lesie.", choć z taką różnicą, że przyszłaś tu teraz na chwilę. Że niesiesz za sobą wcale kawał życia, pełnego nazw ludzkiej miłości... To oby.
Że wchodzisz znów nocą do lasu, wyobrażam sobie, a jakby też pierwszy raz w życiu. Że mijasz go martwym spojrzeniem, w kawiarni przygrywa muzyka... Ty czekasz na kogoś "swojego"... A tylko liście na wysokich drzewach wspominać Cię będą szelestem...
To wcale jest piękna z perspektyw, tak myślę, i nawet jeśli żadnego z nich już nie zrozumiesz.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz