środa, 7 kwietnia 2021

57.

DZIECI INDYGO

Dzieci indygo. Nie wiem, czy to prawda, może jednak nie, a może półprawda, jednakże cokolwiek by to nie było, toż, co za tym idzie, jest zastanawiające, jak smutnym jesteśmy światem.

Pamiętam kiedyś, jak gdzieś tam na rubieżach Facebooka pojawił się swego czasu post o tym, jakie cechy wykazać trzeba, ażeby być tym niezwykłym dzieckiem. A nawet jak już się je przed sobą wykaże, był tam dodatkowo i taki test sprawdzający, jak dalece możemy przypisać sobie ten medal niezwykłości i na spokojnie już czuć się ważnymi. Muszę powiedzieć, że ja akurat zdałem ten test śpiewająco, okazując się być dzieckiem indygo. Byłem niezwykły. Mało tego, że niezwykły, bo co sama niezwykłość w ogóle ma znaczyć? Byłem ważny, jedyny w swoim rodzaju, naznaczony do wielkich rzeczy, zauważony przez los! A to wszystko, tak piękna chwila, runąć musiała, gdy w komentarzach zobaczyłem, że dziećmi indygo okazali się być wszyscy. Albo wszyscy kłamali, by odebrać mi moją wartość, albo też wszyscy byliśmy tacy sami, ale jeśli to drugie, to bycie tym indygo-wybrańcem już by mi tak samo, jak przedtem, nie smakowało. Bo co to niby znaczy być wybranym, gdy wybrani są wszyscy, a co to znaczy być niezwykłym, gdy wszyscy są niezwykli i to na dodatek w takim samym indygo kolorze...

I czasem po czasie natrafiałem na takie posty lub tym podobne i zawsze w komentarzach pod nimi na wyścigi prześcigano się, jak bardzo jest się tym szczególnym rodzajem dziecka, jak intensywnie jest się indygo i jak bardzo jest się przez to wyjątkowym. Takie to było wszystko wielkie i huczne, że aż śmieszne, bo z zewnątrz wszyscy oni byli tacy sami.

I smutne jednak, jako że nie sposób było im tego powiedzieć, bo na co i psuć im tę chwilę, w której można poczuć się lepszym, zauważonym choćby przez samego siebie. Ponadto ja też oczywiście jestem takim dzieckiem, przecież zdałem test.

Ale bycie takim dzieckiem to świetna jednak sprawa. Można iść po ulicy i mieć świadomość, jakim to jest się wybrańcem, jakim to jest się ważnym, choćby w zaświatach. Predestynowanym do wielkich rzeczy. Cóż zatem się dziwić, że każdy chce zdać ten test, przypiąć sobie medal niezwykłości, podobnie jak ja, i wyglądać jeszcze bardziej tak samo, tako samiuteńko, jak wszyscy pozostali, łącznie ze mną. Niczym babeczki z tej samej foremki.

I tak na koniec, co wyżej, zarysować chciałem problem, jaki pojawia się, według mnie, przy tych pojęciach, które już od dobrego czasu stają się co i rusz bardziej popularne, a wprost proporcjonalnie do tego, jak bardzo to określenie jest dla nas ważne i wartościowe, wyrywające z szarej, nieważnej zwykłości, w której jesteśmy nie więcej, niż nikim. Takie to, sądzę, zjawisko smutnego, niedocenionego, naszego świata.

A zresztą... teraz są już lepsze dzieci kryształowe, więc ci, co, jak ja, zostali tylko indygo...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz