środa, 7 kwietnia 2021

55.

Jakże śmieszną, lecz też jak smutną zarazem wydać się może taka oto scena, w której po wysłudze lat, badacz empiryk, życie swe trawiąc na istocie tego, co wkoło, na istocie, jak to nieraz mówił, rzeczywistości, kładzie się do ostatniego snu, bo jest już zbyt stary, by przedłużyć siebie kolejną jeszcze kawą...

A nim odejdzie świadomością w nienazwane krainy, albo nim przepadnie bez wieści, pod czym by się pewnie i on sam z chęcią podpisał, śni mu się w ostatnich spięciach jego inteligentnego umysłu, jak bada i znowu, i znowu to, co wokół niego... I jak kolejny raz zdaje się to być jedyne, zdaje się być stałe i pewne, jak ponownie to, co widzi i czego dotyka..., jak to wszystko nazywa rzeczywistością- i to znowu jedyną..., nijak jednak nie zdając sobie sprawy, nie mogąc odgadnąć, że babra się tylko w ułudzie, jakby to kiedyś nazwał, w bajaniu, i to jego samego konającego mózgu, nie mogąc odróżnić jej od tego, co było raptem chwilę jeszcze temu tak realne, tak pewne i, ponad wszelką myśl, tak bardzo prawdziwe...

I pewnie, gdyby miał czas się zbudzić, nie zwróciłby na tę rzecz uwagi, dalej biorąc pod lupę kolejną, podług niego, tym razem znowu prawdziwą rzeczywistość - i znowu tą jedyną. 

Jednak na końcu tego spektaklu prawdy staruch umiera, badanie dobiega końca. Umiera z tą piękną ostatnią już, a wyśnioną może, jak sen jego, wiarą, na którą stać było jeszcze gasnący starczy umysł, że to, czemu życie całe ofiarował, to empiryczna, niepodważalna prawda - pewna, jedyna rzeczywistość.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz