środa, 7 kwietnia 2021

10.

Jak Państwo, zwracam się tutaj głównie do osób wierzących w jakąś formę Boga, tłumaczą sobie problem teodycei?

Z jednej strony Bóg, w rozumieniu nadrzędnej, sprawującej pieczę nad światem, istoty, miałby dość duży problem. Dlaczego? Ponieważ niesprawiedliwość, zło pochodzi w głównej mierze z woli człowieka, a zatem zakazując ich, Bóg zakazałby również wolnej woli, a my stalibyśmy się tym bardziej lalkami z tym bardziej widocznym sznurkiem. 

Jednakże, z drugiej strony, Bóg jest wszechwiedzący, a zatem tworząc człowieka, przyzwolił również na zło, na każdą jego spotworniałą formę, której ktokolwiek kiedykolwiek doświadczył. Mało, zanim go stworzył, wiedział, ile będzie musiał cierpieć i zamiast zaniechać, zaplanować całą egzystencję inaczej, zrobił to. Zaakceptował troski i często niezawinione kaźnie. To już, bardziej niż boskie, staje się być diabelskie. 

Ponadto Bóg miał być miłosierny, pomocny, a więc teodycea- iście niepomocna rzecz, jest w jego koncepcji niczym gwóźdź w oku, ale stanowi też pewien etyczny bat do trzymania ludzi w ryzach i w jakimś etycznym reżimie.

Ponadto, w dodatku niektórzy ludzie doświadczają niesprawiedliwości tuż przy urodzeniu np. niepełnosprawność, co już całkiem detronizuje Boga wprost na posadę sadystycznego kata, bawiącego się ludzkim życiem, Boga wybierającego, a zatem gdzieś w głębi i oceniającego...

Dlatego są jeszcze inne koncepcje, koncepcja karmy na przykład. Dla mnie jedyna dość logiczna, o ile totalna. Załóżmy, że cały świat istnieje dzięki równowadze. Mniejsza o to czego, powiedzmy, równowadze od bytu i niebytu do najprostszych ludzkich uczynków. I teraz w tej koncepcji każdy uczynek musi być zrekompensowany przez całkiem martwe prawo warunkujące istnienie w ogóle nas samych. Z martwym prawem zaś, jak ze śmiercią, próżno dyskutować. Właśnie, również ważna jest dyskusja. Z Bogiem można się nie zgadzać, ten jest żywy i z nieograniczonych sobie możliwości, wybrał akurat dla człowieka ten świat, tę drogę, te cierpienia, dlatego tak jestem ostrożny, by dawać Bogu świadomość itd. To już czynić będzie z niego nie tyle Boga z rogami, co świadomego Boga z wielkim porożem.

Co do reinkarnacji, jest jeszcze koncepcja, że sami wybieramy sobie życie, by doświadczyć, by ewoluować, ale to wydaje mi się strasznie głupie. Musielibyśmy przyjąć, że jakaś dusza wybrała sobie zagazowanie, albo lepiej, gwałt, by awansować, by się uczyć, by wejść na wyższy poziom. Sadyzm i głupota, gdzie cierpienie jest monetą przetargową za apanaże. To już gorsze niż świadomy, skazujący nas na męki Bóg. Ten przynajmniej zgadza się na to wbrew naszej woli, jednak to on jest katem, nie, jak tutaj my, masochistą.

Jak zatem Państwo widzą ten problem? Jak można go sobie tłumaczyć? A być może uważają Państwo za słuszną jakąś inną koncepcję, których bez liku, a których nie poruszyłem?

 Poniżej wstawię obrazujący ten problem "żart", dodam, nie mój, ale podkradziony kiedyś z jakiejś innej grupy:

...

Dwóch żydów umarło i stanęło u bram raju. Gdy czekają na swoją kolej, odkrywają, że obaj przeżyli Oświęcim.

- A pamiętasz jak strażnik pchnął cię na ogrodzenie i niemal umarłeś? - sekunda ciszy i obaj zaczynają się histerycznie śmiać.

- A pamiętasz jak dookoła obozu gonił cię ten wielki pies morderca i niemal umarłeś z głodu i wyczerpania?

I znowu wybuch histerycznego śmiechu.

Bóg usłyszał rozmowę i śmiech, więc pyta ich, z czego się tak śmieją.

- E, nie zrozumiesz, nie było cię tam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz