Kierowca, by nie czuł się, jak zwykle to bywa w tych filmach, zbyt samotny, zostawiając kierownicę w opiece jednej tylko ręki, miałby w kabinie swą alternatywkę. Ta, oddając się wespół oralnym uciechom, podsuwałaby mu co przystanek kreskę fety do popicia schłodzonym spirytem (korzystając z lodówki na wyposażeniu). A leciałby u nich "Jak minął dzień" Krawczyka, w kabinie pasażerskiej przygrywałyby na gitarach zaś nagie cyganki.
Twistem fabularnym mógłby być, to gdzieś w połowie linii, kontroler biletów, kończąc na vipowskim miejscu, więc z przodu, z azjatką na twarzy.
Wesoła ta, skoczna gromadka spotkałaby na krańcu instruktora ZTMu, który sprawdziłby, czy oby kasowniki są dziś wyłączone, a widząc, że w istocie, uśmiechając się, kontent, rzuciłby na końcu moralną pogawędkę nad szkodliwym, smolistym, a i korkogennym działaniem prywatnego transportu. Byłby to bowiem dzień darmowych przejazdów, jak i sam film przy tym promujący komunikację publiczną.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz