Chciałbym Państwu opowiedzieć dziś trochę, to w mojej opinii, o niezależności. Otóż sądzę, że większa część osób, o ile poszczycić się mogłaby jakąś, jest ta przeważnie nabyta, wyuczona, choćby nawet tak leciutko, pomału, że w napływie czasu - niezauważenie. To szczególnie osoby, dla których ważna jest niezależność, które ją podkreślają. W takich właśnie, jakby za instrukcją, niezależność jest najbardziej chwiejna i, jak sądzę, nigdy nie będzie do końca już oczywista, o ile napotka człowieka, któremu zaufa. Ten będzie bawić się mógł, to także tylko sądzę, tą niezależnością bez reszty. Oczywiście może się okazać też dobrym człowiekiem, próbując stabilizować ją na sobie tylko samej, ale o tym nie teraz. W każdym razie, niezależność taka jest nader plastyczna.
Widziałem raptem jedną osobę przez chwilę, u której, jak sądzę, niezależność mogła być wrodzona. Wydaje się wskazywać już na to w rozmowie i w tym, że ta jakby zupełnie nie zdawała sobie z tego sprawy, a sama niezależność była dla niej całkiem oczywista. Nie dąży do niej, nie wskazuje jej sobie, być może nawet nigdy nie słyszała o takim pojęciu. Coś, jakby świetny malarz, który nie potrafi nazwać i rodzajów pędzli. Właściwie takie miałem przeważnie wrażenie, mówiąc z tym człowiekiem, jakby nie znał zupełnie takiego pojęcia. Najczęściej ciągnie on pozostałych i słabszych, i sprawy sobie z tego nie zdając, coś jak kometa ma świetlisty ogon, tak ten ciągnie za sobą, bezwiednie najczęściej, ogon z fascynacji, fascynacji sobą - to tylko przez innych, z siły, niedostępności, fascynacji, jak wyżej, tym wszystkim. A fascynacja ściąga wszelkie ćmy i inne tałatajstwo z okien. Tak snują się za tą osobą rzędy spragnionych uwagi samców i samic wszelkiego pokroju i koloru skrzydeł. Och, odezwij się do nas. Choćby pięknych, to zależnych, bezwolnych całkiem, które taki ktoś, tylko gdyby chciał, mógłby wykorzystać pod włos na produkcję jedwabiu (choć ten jedynie robią gąsienice), i tylko dla swojej osoby. Tak właśnie myślę.
Fascynacja, a w zasadzie ta otoczka, którą na sobie mają - raz, że utrudni, by ktoś je na dobre poznał, co tylko przydać może bezpieczeństwa, jak i samotności. Bo obecnością nie mogą być przecież ciągnące się bez pomysłu ślinianki (Och, odezwij się!), to jeszcze nie wynika jedynie z niezależności wrodzonej. Bywa i także z nabytej, jak myślę, trudna do rozróżnienia, a często podobnie silna, lecz, jak wyżej, i co jedynie uważam, czasowa, w zasadzie zależna od czasu, zależna w końcu od wszelkich tych ciem i zależnych robaków, ciągnących w ciemności do światła. Od ich stosunku, słów, w końcu wszystkich dla niej ustawień jej gwiazdek i świata, i wszelkich owadzich skrzydełek. W ogóle niekoniecznie jest tak, że taka osoba z niezależnością nabytą i podpartą światem będzie lgnąć do kogoś, na pewno nie na stałe, ostatecznie wracając do siebie. Jak ślimak, by wyjść na powrót do konsumpcji świata, jak liścia, modląc się, by nie był trujący. Ostatecznie jest bardzo plastyczna, ale jednak do siebie się chowa. To już bardzo dużo.
Zatem, zachęcam Państwa, obserwujcie ludzi. Obserwujcie siebie. I bądźcie siebie świadomi (Ale, broń Was Bóg, nie z tego artykułu, o czym niżej. Jeśli już od kogoś, proszę, nie ode mnie.). Wracajmy, więc czujcie ich, patrzcie, jak ruszają rękami. Co czujecie, przebywając z nimi, jak się wysławiają, jak poprawiają włosy, kichają, to nawet nie znając imienia, zaręczam, że po czasie będziecie w miarę porządnie znać instrukcję, jak najczęściej myślą, na co są podatni. A większość, zdecydowanie większość podatna jest na uwagę, odpowiednio do potrzeb skrojoną. Obserwujcie, czy nie ciągną się za Wami rzędy, które trochę nazbyt potrzebują Państwa obecności, albo inaczej, czy Wy też do nich nie lgniecie. Niezależność to rzadki dar i równie rzadko można się jej nauczyć, choćby będąc tej pewnym. Niezależność, źródło siły w sobie, karmienie się z siebie. Bycie swoim źródłem, światłem! Jejku, jest tyle określeń, że nie wiem, co bardziej prawdziwe.
Najśmieszniejsze jest, że może prawdziwe nic nie było wcale! Wszystko to mogłem zmyślić na poczekaniu. Mogłem dodać na końcu, że są Państwo starymi duszami, by przydać Wam trochę wartości z pewnością, że do mnie wrócicie. Kalumnie! I nic tu z prawdy nie było. Nie chodziło, proszę Państwa, mi tutaj o prawdę. Zaciekawiać Was jedynie chciałem złożonością takich obserwacji, choćby i grama w nich prawdy nie było, nieważne. Twórzcie swoją psychologię i może kiedyś tę prawdę znajdziecie. Ale, proszę, nie wierzcie mi w to na słowo. Sprawdzajcie, tym bardziej, wychodząc na spacer, obserwując ludzi.
A jak niezależność zdobyć? Być może akceptacją tego, że nigdy jej tak naprawdę do końca nie będzie. Nie urodziliśmy się z nią. Że kiedy jesteśmy smutni przez kolejne trzy lata, jakby bez powodu, bardzo jest możliwe, że już zawsze tacy zostaniemy. Często smucimy się nawet z tego, że jesteśmy smutni. Boże, że nikt nas nie kocha itd. To może być nawet i prawda. Większość nosi za sobą te tak obszerne problemy i standardowe dla świata. I gra sobie sama przed sobą, wyobrażając siebie śpiewających na wielkim koncercie. A potem nie potrafi tego udawania, to znowu - przed samą sobą zaakceptować, twierdząc, że taka jest ona sama. Że tak, nie inaczej wygląda, że leży na łóżku pod kocem i sobie to wyobraża, i jakby to było coś złego. To wielopoziomowe wyparcie. Nie mam pojęcia, można od tego by zacząć. Bo paradoksalnie, szukając niezależności, zaświadczam, nie zdobędziecie jej Państwo. Nie jest ona, jak modliszki, co w Polsce podobno mieszkają. Na końcu i one może by przyszły do światła. Tak czy inaczej, powodzenia.
Gdyby ktoś kiedyś coś zaobserwował, mówcie o tym ludziom, dodając najlepiej, by sami na siebie patrzyli, to łącznie ze swoim kichnięciem. To najważniejsze, co chciałem Wam tutaj powiedzieć. Pal licho, co wyżej, niezależność, przynajmniej w wydaniu, o którym bajałem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz