Dajmy na to, że wychodzimy z pracy, a że przed oczyma mamy jedynie martwe uliczki i ogólną ciemność, bo w istocie jest już noc, tak tedy, by zabić nieco czasu, rozmyślamy sobie o co piękniejszych kobietach i innych w ten deseń niebieskich migdałach.
W końcu docieramy do domu, budząc się jakby ze snu, bo oto kiedy w przelotnej radości popijaliśmy sobie schłodzonego drinka z seksowną blondynką w bikini, tak wówczas nasze ciało, zmuszone egzystować w tej, pożal się Boże, rzeczywistości, wykonało niemal samodzielnie, bez naszego udziału, calutką drogę z pracy.
Zapewne nie ma w tym nic na tyle nadzwyczajnego, w końcu nie pracuje się jeden dzień, a całe życie, więc te nasze nieszczęsne ciało miało dość czasu, by wbić sobie powrotną drogę jako upragnioną rutynę, tak więc mało jest to zajmujące. Co innego zaś, jeśli chodzi stricte o nas, o nasze "ja", to już jest nieco bardziej interesujące. Niezgodne jest powiedzieć, że przez cały czas, jak Bóg przykazał, siedzieliśmy grzecznie w swoim ciele, obserwując tę samą szaroburą rzeczywistość. Tak nie było. Nasze "ja", my sami przez te, dajmy na to, że kilkadziesiąt minut, stworzyliśmy sobie w głowie świat o wiele ciekawszy, o wiele lepsze okoliczności, bo, wiadomo, drinki, blondynki... Zresztą mało tego, kiedy nasze ciało, niczym pusta, zaprogramowana skorupa, doniosła nas, będących w jakichś erotycznych uściskach, prosto do domu, nagle zbudziliśmy się z jednego widoku sprzed oczu na koszt drugiego, by, przekręcając kluczyk, jedząc jakąś obiado-kolację, pogrążyć się w lekturze i znów, zostawiając ciało na pastwę 20m2, radośnie uciekając w kolejny świat, zależny tym razem nie tyle od naszych fantazji, co od wizji autora książki.
Jesteśmy zatem wiecznymi podróżnikami, robiącymi co i rusz cokolwiek, by wydostać się z tego, co widzimy od razu po przebudzeniu. Przynajmniej robimy to w większości, a każdy na pewno nieraz się na tym złapał. Zobaczmy zatem, jacy to my niestali w gruncie rzeczy jesteśmy. Raz pracujemy za biurem, innym razem pijemy drinki, choć nasze fizyczne ciało lezie od tego biura do łóżka, to nasze, powiedzmy, ciało zmyślone ma się o wiele lepiej, zapatrując się już na roznegliżowaną blondynkę, a z kolei innym jeszcze razem zdobywamy kosmos z Lemem.
A potem idziemy spać, zostawiamy nasze cielsko na leżaku, samemu przenosząc się w niebyt, a jak umysł pozwoli, to ponownie wchodząc w jakąś inną rzeczywistość, ale tym razem nieświadomie, pozbawieni pamięci, wiodąc nowe życie, by w końcu zbudzić się, otrząsnąć, zobaczyć, która godzina, po czym ponownie iść do pracy, przenosząc się znów w drodze do niej w świat pięknych blondynek i dobrych drinków.
Nas prawie w tym świecie nie ma. Jest jedynie nasze ciało, my sami hulamy zaś, czy to świadomie, zgodnie z wolą, czy też, podczas snu- nie.
Tak więc sądzę, że, w gruncie rzeczy, jesteśmy bardzo niestali, jak i niestała jest, przynajmniej dla nas, także ta rzeczywistość. Być może "ja" jest wtórne, stanowi funkcję umysłu, który rzutuje nas, jak projektor jakiś, raz w jednej scenerii, raz w innej, a raz być może w prawdziwej (ale cóż w zasadzie prawdziwe w takim rozumieniu w ogóle jest?)... Raz zgodnie z naszą wolą, raz nie, a raz, kiedy nam się nic nie śni, to w ogóle nas nie ma.
Straszne to i piękne zarazem, jak bardzo istność naszego "ja", naszej osobowości, a czasem i naszego widoku sprzed oczu zależy od całej kanonady zmiennych. Wystarczy odebrać nam pamięć, co się dzieje we śnie, bądź w chorobie, byśmy stali się puści, jak dzieci, byśmy kreowali osobowość od nowa, na nowo też stając się całkiem innymi ludźmi, równie dobrze można by nam dać też całkiem nowe imię i nazwisko.
A wystarczy, że zostawimy nasze materialne ciało, flirtując z blondynkami lub uciekając przed smokiem we śnie, by naraz zmienił się nam i widok sprzed oczu, a my, nie zważając na to, dalej będziemy mieli nowy obraz za rzeczywistość, szczególnie we śnie, gdy nie mamy pamięci rzeczywistości, więc i widoku sprzed tych, by tak jakoś nazwać, fizycznych oczu i to tylko z jakichś kilku godzin wstecz.
Dalej, jak nic nam się nie śni, znikamy, co sprawia, że nasze "ja" jest jakoby myśl, jakby bajanie jakieś, które raz jest, innym razem go nie ma. Raz jest tu, raz gdziekolwiek indziej, a raz całkiem inaczej wygląda, jak pobawić się jego pamięcią.
Jak bardzo to przypomina nasze myśli, których nieśmiertelnymi, ani prymarnymi nigdy byśmy nie nazywali.
Tacy to jesteśmy, jakby zmienną funkcją swojego własnego umysłu, rzucaną raz w kraj krętych dróg od i do pracy, a raz w światy smoków i nagich blondynek. Raz z pamięcią dnia poprzedniego, raz bez, raz z jednym imieniem, raz z innym, a czasem to w ogóle nas nie ma.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz