Sen jest na tyle ciekawą funkcją, że można o nim pisać bez końca. To swoista skarbnica filozoficzna.
Np. istoty, które śnimy. Chyba nikt nie powie, że są prawdziwe, ale w zasadzie dlaczego? Dlatego, że budzimy się każdego dnia, one zaś znikają, a my uznajemy nasz świat za prymarny, by na końcu również, podobnie jak one, zapewne zniknąć?
Zapamiętując sny, doszedłem do wniosku, że istota taka jest w zasadzie nie do odróżnienia od tej, powiedzmy, realnej. Potrafi mieć marzenia, plany, a więc możemy mniemać, że i własne zdanie, nawet historię. Do tego emocje, uczucia, które potrafi wyrazić a przecież tym wszystkim, i to wbrew naszej woli, steruje nasz umysł!
A potem się budzimy, mamy podobne marzenia, mamy plany, więc tak samo sądzimy, że podobnie własne zdanie. Nawet historię mamy. W końcu również emocje i uczucia, które także wyrażamy... Z tym, że oczywiście przypisujemy sobie nieśmiertelność, chyba jedynie to nas różni od śnionych fantazji.
Choć to ostatnie to nie wiadomo, sen jest krótki i nie ma czasu spytać, zresztą najczęściej nawet nie można, bo nie ma się świadomości "fikcji" snu. Być może nawet tym się nie różnimy.
Fikcji... Gdyby nie to, że się budzimy, świat snu byłby dla nas jedynym empirycznym i jedynym możliwym... To zaś, że naszej "realnej" rzeczywistości nie doświadczamy jako pourywane, śnione historie, w których co i rusz jesteśmy innymi istotami, wszystko to przez pamięć dni poprzednich, która możliwe, że w chwili śmierci przerwie się jak zbyt naciągnięta nitka.
Gdybyśmy natomiast każdej nocy przenosili się do snu, który nadal produkowałby nasz umysł, jednak snu o takiej samej historii, snu, w którym zawsze mielibyśmy tą samą świadomość, z kolei na jawie "doświadczalibyśmy" różnych "ja", jak i różnych światów..., wówczas to niegdysiejszy sen właśnie stałby się dla nas jawą i to go nazwalibyśmy jedyną rzeczywistością, a napotkane w niej postaci- prawdziwymi ludźmi.
Cóż za paradoks!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz